Budapeszt a akredytacje
- Napisał Dominik Héjj
- Dział: z przymrużeniem oka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Za kilka godzin szczyt premierów Grupy Wyszehradzkiej w Budapeszcie.
Informacja o wydarzeniu, pojawiła się kilka godzin temu, o wiele wcześniej mówili o niej Węgrzy. Ale to nie szkodzi.
Informacja prasowa, z załączonym programem kończy się natomiast słowami: "O przyznaniu POOL-i redakcje zostały powiadomione indywidualnie."
I o to się właśnie rozchodzi.
Kiedy Węgrzy przejęli przewodnictwo w Grupie Wyszehradzkiej, a uczynili to z dniem 1 lipca ubiegłego roku, pomyślałem, że to doskonała okazja, aby towarzysząc delegacjom - najpierw pani premier, a następnie pana premiera, móc lepiej informować, analizować, przekazywać kwintesencję węgierskiej polityki i jej polskie konotacje.
Będąc na miejscu, widzi się gesty, słyszy słowa, obserwuje i dostrzega rzeczy niezwykle istotne, które w szerszym polu, potrafią niejednokrotnie zmienić znaczenie.
Na tej podstawie powstają potem teksty dla różnych ogólnopolskich tytułów, relacje dla Polskiego Radia, analizy, raporty, czytane także przez decydentów, a zatem dostarczające Im być może czasem inną perspektywę.
Od węgierskiego przewodnictwa w V4, uważnie sprawdzam wszystkie spotkania premierów w Budapeszcie, informacja o możliwości towarzyszenia delegacjom nie pojawia się na stronach KRPM, a jest dystrybuowana wprost do redakcji.
Nie mam Broń Boże pretensji, że po złożeniu wniosku akredytacyjnego, nie otrzymuję miejsca. To gospodarz decyduje, kogo weźmie - to jego niezbywalne prawo. Mierzi mnie coś innego. To, że o wizytach dowiaduję się nie ze stron swojego premiera, a ze źródeł węgierskich. Mierzi to, że informacja dociera jedynie do wybranych i to pomimo próśb, aby trafić na listę informacyjną - nie listę "automatycznie akredytowanych". Zastrzegam od razu - nie mam poczucia, iż jako że jestem bodaj jedyną osobą, która zajmuje się Węgrami od strony tak publicystycznej, jak i naukowo-dydaktycznej, powinienem być z gruntu uprzywilejowany. Ale chciałbym na równych zasadach złożyć wniosek akredytacyjny.
Nie wiem, jak jest w przypadku innych wyjazdów - mówię jedynie o Węgrzech, bo tym się zajmuję.
Miałem zaszczyt już dwukrotnego towarzyszenia na Węgrzech panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Informacje o tych wyjazdach pojawiają się wcześniej, wszyscy mają równe szanse - oczywiście, że miejsc nie starczy dla wszystkich zainteresowanych, ale przynajmniej owa możliwość aplikacji istnieje.
Po braku informacji w związku z wizytą premiera Mateusza Morawieckiego w Budapeszcie - 3 stycznia - pomoc otrzymałem od osób związanych z rządem. Bardzo Im za to jeszcze raz dziękuję, że pomimo natłoku swoich obowiązków, zechcieli udzielić pomocy i zająć się sprawą. Otrzymałem także wiele dobrych słów od obserwujących kropka.hu, za które także dziękuję. Co niepokojące, niejednokrotnie pojawiały się przy tej okazji spiskowe teorie, które jednoznacznie ucinałem, ucinam i ucinać będę. Problemem nie jest - w co głęboko wierzę, i tej tezy będę bronił - mój około-węgierski profil działalności, a coś innego, zakorzenionego znacznie głębiej.
Bardzo cenię sobie sposobność towarzyszenia prezydentowi na Węgrzech, a także tych spotkań z kolegami-dziennikarzami, z którymi dużą część rozmów prowadzimy o obecnej węgierskiej polityce, a które to dyskusje, niejednokrotnie przeistaczają się w mikro-wykłady, opowiadające o rzeczach, o których na co dzień nie sposób wiedzieć. Bo temat Węgier jest wbrew pozorem bardzo niejednoznaczny i wielowątkowy.
Tymczasem po raz kolejny - spróbuję wyjaśnić jutro co się dzieje w Budapeszcie z oddalonej o 700 kilometrów Warszawy. I już teraz zapraszam ok. 13.40 do Polskiego Radia 24.
Do usłyszenia!
zdjęcie z archiwum prywatnego - październik 2017, wylot do Szekszárd.