opinie

LexSimicka - wbrew konstytucji

 

Są takie ustawy, których jawność politycznego działania wymyka się klasycznym wzorcom logicznym. Parlament Węgier proceduje właśnie nad nową ustawą, przedłożoną przez rządową większość. Jej nazwa brzmi "o zapobieganiu tajnego finansowania partii politycznych oraz zapewnienia przejrzystości finansowania kampanii wyborczej". 

Dokument przedłożony m.in. przez szefa frakcji parlamentarnej Fideszu, Lajosa Kósę, zakłada - w największym skrócie, że plakaty wyborcze będzie można wieszać jedynie w czasie kampanii wyborczych. Nie dotyczy to kampanii rządowych, które co i rusz pojawiają się na ulicach. Od momentu powstania niniejszej strony (listopad 2014), charakterystycznym niebieskim kolorem Węgry pokryły się pięciokrotnie.

 

Na Węgrzech jesteśmy już w czasie nieformalnej kampanii wyborczej, przed  wyborami do Zgromadzenia Narodowego, które odbędą się za kilka miesięcy. W związku z tym, partie, inwestują w plakaty dyskredytujące rząd. Najbardziej skutecznie uczynił to Jobbik, który zaprezentował hasło >>My z Wami ich zastąpimy<<, a także, na innym plakacie - nie ma pieniędzy na edukację, bo oni kradną. Obok premiera Orbána widniał Lőrinc Mészáros, kiedyś gazownik, dziś niezwykle wpływowa prawa ręka premiera, burmistrz rodzinnego Felcsút. Tutaj poniżej Antal Rogán, szef KPRM premiera Orbána, także bardzo kontrowersyjna postać.

 

Największą firmą, która zawiaduje powierzchnią reklamową, jest firma należąca do Lajosa Simicski, ongiś stronnika premiera, a od dwóch lat niejako "śmiertelnego wroga", który wziął teraz w obronę atakowany przez Fidesz - Jobbik, kiedy w listopadzie ub.r. nie poparł on zmiany konstytucji (siódmej). Ustawa głównie ma uderzyć w rzeczonego Simicskę i jego imperium, a także sam Jobbik. W czasie debaty parlamentarnej, przedstawiciele rządu nawet się z tym nie kryją, zarzucając, iż Jobbik wiesza plakaty za bezcen, co jest ukrytym finansowaniem. Jakby zapomniano o zarzutach wspierania partii Gábora Vony przez Kreml... 


Tak...w węgierskiej polityce wszystko stoi na głowie, szczególnie, jeżeli przyjrzymy się temu kto kogo wspiera oraz na ile retoryka przekłada się na faktyczne polityczne działanie.

W połowie czerwca (12), parlament Węgier chciał uchwalić nową ustawę. Problem w tym, że zgodnie z Art. VIII ust. 4 Ustawy Zasadniczej, "Szczegółowe przepisy dotyczące funkcjonowania i finansowania partii politycznych określa ustawa organiczna", tzn. ustawa, do której zmiany potrzebna jest większość 2/3, której Fidesz od dwóch lat nie ma. Głosowanie zakończyło się wynikiem: Za: 131, przeciwko: 64, wstrzymało się: 0. Ustawa została uchwalona. Wbrew konstytucji. Co więcej, została przedłożona prezydentowi, który jednak odesłał ją w całości do parlamentu.

Teraz trwa nad nią kolejna debata, na nadzwyczajnym posiedzeniu parlamentu. To w zasadzie kłótnia, bowiem cała opozycja uważa, iż jest to kolejna ustawa, której celem jest ograniczenie promowania jej działalności, ponieważ kampanie rządowe w naturalny sposób wiązane są z Fideszem.

 

Ostatecznie po raz drugi ustawa została uchwalona. Ponownie nie osiągnięto większości 2/3, ZA było 123 posłów - o ośmiu mniej niż wcześniej.

Oznacza to, że Fidesz nie zważając na wymóg konstytucyjnej większości uchwalił nowe prawo - piłeczka po stronie prezydenta Ádera. Zawetować już nie może, pozostaje jedynie Sąd Konstytucyjny. Będzie to duży galimatias prawny, bowiem formalnie ta ustawa w ogóle nie została uchwalona, bo nie uzyskano wymaganej większości. Jak obchodzi się konstytucję - otóż ustawa wprowadza zmiany jeszcze w innych aktach prawnych i to w nich próbuje się upatrywać podstaw jej obowiązywania. Jej ogłoszenie będzie precedensem. Rodzi się pytanie - czy rząd spróbuje ponownie uchwalić siódmą ustawę zmieniającą konstytucję, pomijając wymaganą większość?

 Opozycja zapowiada skierowanie ustawy do Sądu Konstytucyjnego, to już drugi raz w ostatnim czasie, kiedy wszystkie partie zawiązują pakt przeciwko Fideszowi. Pierwszym takim przypadkiem była tzw. ustawa o NGO - zagranicznych agentach.

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu