opinie

Putin na Węgrzech

Kurz po wizycie Władimira Putina w Budapeszcie w zasadzie już opadł. Publicyści oswoili się z terminem „rzecznik Putina”, którym określa się Viktora Orbána, a także „bratania się”, „obrania kursu prorosyjskiego”. Viktor Orbán jest teraz gdzieś w samolocie, pewnie nad Słowacją w drodze do Warszawy.

Zaproszenie Putina wywołało w styczniu niemałe poruszenie. Późniejsze stwierdzenie premiera „cieszę się, że zaprosiłem” pana prezydenta brzmiało jeszcze dobitniej.
Przyczynkiem do spotkania były oczywiście kwestie energetyczne: kończąca się w grudniu wieloletnia umowa gazowa czy rozbudowa elektrowni w Paks, na której sfinansowanie Węgry zaciągnęły niskooprocentowaną pożyczkę u Rosjan.

Późnym wieczorem 16 lutego, stawiałem tezę, że premier Viktor Orbán będzie starał się udowodnić mocną pozycję negocjacyjną Węgier, a także podkreślić pragmatyczny aspekt polityki i tego, że nie jest on uczniem Putina. Czy to się faktycznie udało?

Technicznie zacznijmy od tego, że samolot z prezydentem Rosji spóźnił się prawie o 1,5 godziny. Ale to był dopiero początek poślizgu. Konferencja prasowa z premierem Orbánem była czterokrotnie przekładana. W końcu zamiast o 17, uroczyste podpisanie dwustronnych umów dotyczących szkolenia w Rosji pracowników elektrowni Paks, otwarcia konsulatu w Kazaniu, współpracy naukowej, regionalnej i w zakresie zdrowia oraz konferencja prasowa odbyły się tuż przed godziną 20. Tutaj na marginesie żartem zauważyć, że Zoltán Balog, Minister Zasobów Ludzkich podpisywał aż trzy umowy leżące w kompetencjach jego ministerstwa, podczas gdy ze strony rosyjskiej było to trzech różnych ministrów trzech różnych ministerstw.
Co istotne nie podpisano jeszcze umowy gazowej. Orbán powiedział, że strony się porozumiały, ale pozostały jeszcze kwestie techniczne. Wydaje się, że to jedyny wizerunkowy sukces tej wizyty. Dotrzymać słowa i nie podpisać umowy.

Reszta bowiem okazała się totalną katastrofą, której próby maskowania wydawały się raczej groteskowe. Myślę tutaj po pierwsze o powitaniu na lotnisku Władimira Putina przez szefa węgierskiego MSZ Pétera Szijjártó, a nie Viktora Orbána czy prezydenta Jánosa Ádera (nota bene Putina żegnał jeszcze kto inny). Szijjártó towarzyszył prezydentowi w czasie pierwszego punktu programu – złożenia wieńców na placu Bohaterów. Warto zwrócić uwagę, że miejsca, w których Putin się zatrzymał były opustoszałe. Zatroszczono się, by nic i nikt nie przeszkodził tej wizycie. Przypomnę, że Plac Bohaterów to miejsce niezwykle symboliczne. To tam 16 czerwca 1989 odbył się symboliczny pogrzeb wszystkich ofiar komunizmu na Węgrzech, w tym głównie - ofiar 1956 roku. To naprzeciwko tego pomnika jest Ambasada Serbii (wtedy Jugosławii), w której ukrywał się Imre Nagy, to wreszcie dosłownie 150 metrów stamtąd od 2006 roku jest ogromny plac 1956 roku z niewyobrażalnie obrzydliwym, zdemolowanym pomnikiem. No ale jest. I wieniec składa tam Władimir Wałdimirowicz, po czym… jedzie na cmentarz radzieckich bohaterów. I oddaje hołd głównie tym, którzy nie walczyli z hitleryzmem, a rozjechali czołgami Węgierskie Powstanie. Pojawia się pytanie jak można było dopuścić do takiej wizyty. Dopiero rano 17 lutego Kancelaria Premiera odcięła się od tego punktu programu. Putin był tam sam, nie licząc rosyjskich dziennikarzy.02 17 wizyta 6

W internecie na bieżąco pojawiają się pierwsze zdjęcia z wizyty, w tym jedno szczególnie uderzające. Premier Węgier i prezydent Rosji stoją na balkonie parlamentu. Powiewa rosyjska flaga, którą Orbán poprawia. Putin patrzy na Budapeszt. Pierwsze komentarze internautów bezlitosne - „moje, wszystko moje”. Kilka godzin później podobne zdjęcie z drugiej strony Budapesztu przedstawiać będzie obu prezydentów – komentarze takie same.

Przychodzi wreszcie godzina 20. Konferencja prasowa. Chwila prawdy. Jakieś pole naiwności każe sądzić, że Orbán będzie jak Hugh Grant w „To właśnie miłość”, że się odegra, że zamanifestuje i także wspomni o prawej i lewej nodze, ale Ferenca Puskása.
Konferencja prasowa odbywa się ona w gmachu parlamentu, tuż obok najważniejszego w nim miejsca – korony Świętego Stefana. Oglądam ją na żywo w węgierskiej telewizji. Viktor Orbán jakiś nieswój. Taki mały. Mimo małej różnicy wzrostu między obydwoma politykami, Putin go przytłacza. Viktor Orbán wydaje oświadczenie. Cedzi słowa, mocno wspiera się leżącą na pulpicie kartką. Wyraża radośc z powodu wizyty Putina, „jestem pewien, że dzisiejszy dzien pokazał, że nasza współpraca gospodarcza jest silniejsza”. Potem padają wszystkie zapewnienia, o 02 17 wizyta 4których już wielokrotnie mówiono w mediach.

Jednak nie zwraca się uwagi na niuanse, które w zasadniczy sposób określały podejście Putina do tej wizyty.
Po pierwsze Putin zaczął od statystyk żołnierzy poległych „za wolność Węgier”. Dodał także, że jest wdzięczny Węgrom za to, że pozwalają z godnością i w spokoju spoczywać „radzieckim bohaterom”. To wyjątkowo cyniczna, przemyślana gra i strategia. Jako wielki błąd strony węgierskiej uznać można to, że Viktor Orbán w swoim przemówieniu w ogóle nie wspomniał ofiarach 1956 roku. Miał znakomitą
okazję na pokazanie, że nie boi się głośno wyznawać wartości, które były dla niego dobrem najwyższym. O gazie Putin wspomniał gdzieś dalej, widać było bardzo nierówny układ priorytetów zawartych w obydwu przemówieniach. Najgorszą konsekwencją, jaką Budapeszt będzie ponosił za odwiedziny Putina to zdjęcia jego wypowiedzi o Debalcewie, o zwycięstwie traktorzystów. Za Putinem stała bowiem węgierska flaga. Pomijam kwestie umyślnego niestawiania flagi UE w trakcie wizyt oficjalnych, także podczas wizyty Kancerz Angeli Merkel dla flagi z dwunastoma gwiazdami miejsce się nie znalazło. Węgierski rząd ma problem z unijną flagą. Nie lubi jej. 

Viktor Orbán prowadzi politykę samodzielną. Pragmatyczną. Rządając równych praw i sposobu traktowania wszystkich krajów. Dostrzegł on,że gdy większe kraje układają się gospodarczo z Rosją, przedkładając swój interes narodowy nad solidarność. Ograniczając swój sprzeciw wobec działań na Ukrainie do podpisywania kolejnych porozumień. I nic wiećej. A Węgry, czy inne kraje tracą. Na to też zwracał uwagę w swoim wystąpieniu przytaczany już w niniejszym artykule Zoltán Balog. Orbán stara się poszukiwać różnych możliwości nie ograniczając się jedynie do struktur unijnych. W zasadzie robi to samo co Francja, jednak zważywszy na wielkość i znaczenie kraju na europejskiej arenie, spotyka się z mocnym potępieniem. Czas pokaże czy jego polityka spełni pokładane w niej nadzieje. Dla przeciętnego Węgra wiadomość o dalszych obniżkach cen energii jest wymiernie korzystna. Obniżki opłat zawierają się w haśle-kluczu >>rezsicsökkentés<< motta tego rządu. Oszczędność 1500 mld Ft robi wrażenie. 

 

02 17 wizyta 1

 

Premier Węgier wielokrotnie podejmował kontrowersyjne decyzje, które jednak wbrew wieszczom wyszły mu na dobre. Ostatnie zdjęcie przedstawiające "całą drużynę" premiera wracającą z pożegnania Putina, podpisać można "przeżyliśmy"? Po minach widać, że tak. Jednak uważam, że od strony symbolicznej wizyta ta była totalną katastrofą, której można było uniknąć. Niestety z próby egzaltacji niezależności, pozostanie łatka państwa totalnie prorosyjskiego oraz rzecznika Putina. A Węgrzy  - nawet zwolennicy premiera, długo żyć będą z moralnym kacem, że Orbán pozwolił tak cynicznie zagrać na bohaterach 1956 roku.  

Za chwilę wizyta u premier Ewy Kopacz. Myślę, że jeśli coś premiera Węgier może zaboleć to pogorszenie stosunków z odwiecznym przyjacielem. Polską.

 

foto: kormany.hu, profil MSZP na portalu fb

 

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu