polityka

Jobbik na czele wielkiej koalicji? Protest w Budapeszcie

Wielokrotnie pisałem o tym, że węgierska polityka stoi na głowie i wymyka się pewnemu schematycznemu myśleniu, do którego przyzwyczailiśmy się w europejskiej polityce.

Otóż 6 grudnia br. Państwowa Izba Obrachunkowa opublikowała raport, w którym zarzuciła Jobbikowi nielegalne finansowanie. Nałożyła na partię łączną grzywnę w wysokości 660 mln HUF, tj. 8,9 mln zł. 

Jak twierdzi partia, to równowartość siedemnastomiesięcznych subwencji z budżetu państwa. Pierwszy, podstawowy zarzut - upartyjniona służba dąży do fizycznej likwidacji największego przeciwnika w wyborach w 2018 roku.

W szczegóły, które są niezwykle interesujące, będę Państwa wprowadzał w najbliższych dniach na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", zatem nie zdradzam jeszcze wszystkiego. 

Jobbik wezwał do trzech rzeczy:

1. aby Ci, którzy zechcą, wspierali partię dowolnymi wpłatami (przed prawie tydzień zebrano 35 mln HUF, to daje ok. 490 000 złotych, które wpłaciło ponad 4000 osób);

2. marszu z pochodniami w obronie demokracji;

3. budowania wielkiej antyrządowej koalicji, w skład której weszłyby partie i lewicowo-liberalne i Jobbik - który dla większości odbiorców wciąż jest partią skrajnie prawicową (co prawdą nie jest - więcej czytaj tutaj).

 

Do Jobbiku przyłączyły się partie: Momentum i Polityka może być Inna. Na marszu pojawili przedstawiciele partii Razem. Otwartą krytykę wystosowało węgierskie SLD, czyli MSZP, które w oświadczeniu stwierdziło, że partia dotychczas nie była zainteresowana kwestiami praworządności i zajmuje się nimi dopiero w momencie, w którym sama doświadcza hegemonii władzy.

Wciąż oficjalnie nie wiemy czy blok opozycyjny powstanie. Pomni doświadczeń z roku 2014, kiedy koalicja Összefogás 2014 zakończyła się katastrofą, nikt nie chce zrobić kroku przed szereg.

Obydwie strony mocno ryzykują - Jobbik, bo współpraca z lewicą uderza po raz kolejny w tę część lektoratu, która nie może pogodzić się ze zmianą kursu powziętą w maju 2016 roku. Dla lewicy to ogromne zagrożenie, bowiem Jobbik tak naprawdę jest nieprzewidywalny, jednocześnie dla części wyborców mariaż z Gáborem Voną to coś nie do zaakceptowania. I znów - jednocześnie - sondaże opinii publicznej wskazują, że elektoraty ugrupowań lewicy i prawicy oczekują (w różnym co prawda stopniu), konsolidacji i wspólnej walki wyborczej. Na Węgrzech mamy dwie listy i dwa głosy - taktyczne głosowanie ma polegać na tym, aby w okręgach jednomandatowych głosować na wspólnego, najsilniejszego kandydata, a na listach krajowych wspierać "swoją partię".

Wróćmy do protestu, w których udział wzięło kilka tysięcy osób. Te słowa piszę na około dwie-trzy godziny po jego zakończeniu, zatem niewiele jeszcze wiadomo.

Protest odbywał się pod siedzibą Fideszu, przy placu Bohaterów w centrum Budapesztu. Wzięło w nim udział kilka tysięcy osób (wg organizatorów).
Hasło wiecu "ludu nie można ocenzurować, rząd można zmienić", w tłumie głównie flagi Jobbiku, pojawiały się także partii Momentum.

Lider Jobbiku, Gábor Vona w swoim przemówieniu wskazywał, że "Viktor Orbán jest  przeszłością, zaś my przyszłością".

 

Trudno jednoznacznie wskazać na to, co przyniesie dzisiejszy protest., szczególnie, że odbywa się w tygodniu, w którym Fidesz notował w grupie wyborców zdecydowanych 57% i pewnie zmierza po kolejne zwycięstwo.
Przełomowym jest to, że w marszu udział bierze tak szerokie gremium polityczno-ideologiczne, które może dać wyborcom poczucie możliwości zmiany. Do zagospodarowania pozostaje grupa wyborców, która nie bierze udziału w wyborach, chociaż frekwencja, w porównaniu do polskiej jest nader wysoka i wyniosła w 2014 roku - 61,24%.

Tekst o tle kary na Jobbik opublikuję, gdy tylko się ukaże.

Autor: Dominik Héjj, kropka.hu ⓒ

 

zdjęcia: fb.com/jobbik

Więcej w tej kategorii: « Flaga UE Jobbik a Islam »